Definicja piękna?
Trudno byłoby stworzyć jedną, akceptowaną przez wszystkich mieszkańców całego świata. Różnorodne modele kulturowe i łączące się z nimi wizje piękna, ubarwiają nas jako cywilizację. Dlatego też dziś – na przekór wszystkiemu – będziemy pisali o krzywych zębach, a nie o ich prostowaniu. Zapraszamy na wycieczkę do Japonii.
W Kraju Kwitnącej Wiśni od lat funkcjonuje cała masa różnego rodzaju zwyczajów, które mieszkańcy Europy odbierają jako egzotyczne. Od kilku lat tamtejsze gabinety stomatologiczne oferują usługę „tsuke yaeba”, która polega na założeniu nakładki imitującej krzywe zęby. Przyjemność kosztuje ok. 400 $, spytacie po co? Japończycy doceniają przeróżne przejawy młodości, w tym imitację dziecięcego zgryzu, co dla nas, Europejczyków wydawać się może co najmniej dziwne.
Dziennikarze, badacze kultury, dentyści, a także zwykli użytkownicy zwracają uwagę, iż na tle permanentnych zabiegów chirurgicznych, czy też zaawansowanej kosmetologii, yaeba wydaje się wyjątkowo nieszkodliwa i łatwa do usunięcia.
Wracając na rodzimy grunt warto wspomnieć o innym „zębowym fetyszu” jakim stała się diastema – czyli przerwa między jedynkami. Ten prosty defekt zrobił sporą karierę w showbiznesie, stając się znakiem rozpoznawczym wielu modelek i celebrytów. Do dziś krążą plotki o fankach Agnieszki Chylińskiej, które chcąc upodobnić się do swojej idolki, robiły sobie diastemę pilniczkiem …
Sytuacja jest nieco ironiczna – diastema od lat stanowi źródło kompleksów dla wielu osób, które zwyczajnie wstydzą się tej „szpary”. Można ją zmniejszyć lub zamknąć aparatem ortodontycznym, zamaskować materiałem kompozytowym, licówką lub koroną protetyczną. Można też połączyć przygotowanie ortodontyczne z ostateczną korektą kosmetyczną, co zwykle daje najlepsze efekty. Ewentualnie … można też przykryć diastemę yaebą …